poniedziałek, 20 sierpnia 2018

2. Przed i po

Przed:
Sobota przed urodzinami. zaczęła się bardzo dobrze. Pojechałam sobie na 15 kilometrową przejażdżkę rowerem, a że wstąpiłam jeszcze do miasta to wyszło około 19 kilometrów. Dobre śniadanie, obiad, coś tam przekąsiłam, zjadłam kolację i... I przepadłam. Nie aż tak totalnie, ale zdecydowanie za dużo zjadłam. Dopadła mnie taka panika dotycząca tych urodzin, strach porównywalny do tego, jaki odczuwałam przed maturą z polskiego. Było mi gorąco (podejrzewam, że też trochę od jedzenia), odczuwałam irracjonalny wręcz lęk. Ze wstydem powiedziałam mamie, że nie chcę tam iść, chociaż wiedziałam, że nie ma raczej odwrotu. Do dyskusji włączył się tata, a ja w końcu, z bezsilności, rozpłakałam się. Nie wierzę po prostu, że jestem w stanie aż tak przeżywać "głupie" spotkanie. Dzień zakończyłam opuchnięta od płaczu...
Na szczęścia nie przedawkowałam spożycia soli i nie byłam opuchnięta na drugi dzień. Nienawidzę tego uczucia.
Z rana zrobiłam świetny trening nóg. Zjadłam trochę więcej niż planowałam, ale powiedzmy, że nie spanikowałam. Próbowałam uspokoić się słuchając głośniejszej muzyki, i tak pełna obaw dojechałam na miejsce.

Po:
Przyszłam trochę wcześniej (błąd). Były już dwie inne dziewczyny no i rozpoczął się temat chłopaków (ughh). Oprócz tego, że ich nie znam, to niezbyt mnie to kręci. Ale przeżyłam i poszliśmy do klubu, gdzie okazało się, że mamy grać w bilarda. Mało przy tym rozmowy, co było mi na rękę. Później powrót i ... JEDZENIE. Rzecz, której chyba najbardziej się obawiałam. Ale zjadłam kawałek tortu, 2 ciastka francuskie, kilka paluszków i grzecznie odmówiłam piwa (i tak wcisnęli mi bezalkoholowe...) Zachowałam się normalnie! Czułam się odrobinę winna i przeszukiwałam internet na temat kaloryczności tych rzeczy, ale nie zaprzątało to aż tak moich myśli. Później była gra (świetna) i spacer. Rozgadałam się z jedynym chłopakiem (on był jeszcze najnormalniejszy z nich). Poprawił mi zdecydowanie humor c:
Około 23.30 byłam w domu.

Czuję się dobrze, żałuję tylko, że poświęciłam temu wydarzeniu tyle nerwów, bo nie było to wcale konieczne. Ale z drugiej strony: Moje oczekiwania = rozczarowanie ZAWSZE. Nie miałam zbyt wielkich oczekiwań, a okazało się, że było lepiej niż przypuszczałam. Ale... boję się tylko dalszego utrzymywania kontaktu z tą dziewczyną. Jej charakter, wygląd, zachowanie... Wszystko, czego nie potrafię w niej zaakceptować. A ona na pewno będzie się jeszcze odzywać...


_________________________________________
A ten trening nóg dał moim pośladkom taki wycisk, że dzisiaj ledwo siadam XD W końcu zachciało mi się aktywować pośladki gu
mami i dało efekt :O


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz